sobota, 28 lipca 2012

Kable, normalnie kable.


To nie jest odważna instalacja, która ma podkreślić coś bardzo hipsterskiego w letniej kolekcji Armaniego. To jest po prostu bardzo standardowy zespół kabli w Bukareszcie.

O wężowych splotach tych kabli można by pewnie napisać jakąś odę. Można by też tropić od kiedy tak jest czy to niedbalstwo XIXwieczne czy właśnie komunistyczne? Jednak, ja sądzę, że niedbalstwo nie wymaga żadnego śledztwa, lenistwo tłumaczy się samo przez się.

Więc, kiedy w górskich miasteczkach widzę niezdjęte świąteczne lampki (ale się nie palą!) to już się bardziej uśmiecham niż dziwię. Kiedy Mikołaja widzę normalnie w schronisku na górskiej polanie, w lipcu, to sobie myślę, że to nawet urocze, w sumie takie góry piękne, to i Boże Narodzenie może być zawsze. Merry Christmas!


O 10 wychodzę na kawę do malej knajpki. Szukam Mikołaja. Jest. Między obrazkiem z Casablancą (trochę krzywy Bogart) a plakatem ze Zmierzchu. Dopiero, gdy kończę kawę, uświadamiam sobie, że może to nawet trochę dziwne jest, że siedząca obok para (kobieta i mężczyzna, średni wiek, średnia uroda, średni status materialny) zamawia sobie po piwku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz