niedziela, 22 lipca 2012

Pomidorki.


Obok mieszkania mam targ z warzywami i owocami. Pierwsze pomidory i pietruszkę kupiłam u sympatycznej  pani, która miała nadzieję, że jak będzie mówić do mnie bardzo powoli to ja wszystko zrozumiem (złudna nadzieja). Poszłam więc do niej po kolejne pomidory z bezczelnym uśmiechem, i jak z znowu zaczęłam tłumaczyć po angielsku, że ja nie stąd, chyba mnie sobie przypomniała. Ponownie bardzo powoli  i uparcie próbowała się ze mną skomunikować po rumuńsku (bezskutecznie). Coś mi nawet pokazywała palcami, żebym mogła zrozumieć ile mam zapłacić, ale ja nic nie zrozumiałam i z tego. Jak chciałam kupić ogórki, do dała mi od kolegi ze straganu obok, pokazując, że on ma ładniejsze. Wzruszyłam się. Będę już zawsze u niej kupować pomidory. Nawet jakby wszystkie miała zgniłe!  Coś mi z tego wzruszenia przeskoczyło między synapsami i przypomniałam sobie, że w przewodniku była oto taka przydatna fraza: Sunt din Polonia (jestem z Polski). Jaka reakcja! Pani ze straganu była taka oszołomiona i zadowolona z tego faktu, że bałam się, że zaraz po tym jak podzieli się tą radosną informacją z panem od ładniejszych ogórków, obiegnie cały targ, żeby każdy usłyszał! Wzruszyłam się jeszcze bardziej. Będę u niej kupować już zawsze i pomidory, i pietruszkę. Choćby były zgniłe (zwłaszcza że wtedy dostane świeże od kolegi obok).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz