środa, 29 sierpnia 2012

trochę rumuńskiej mądrości ludowej u progu jesieni (?)


Dziewczyna z Piteszti

-Ej różyczko ty z Piteszti,
pięknaś, wiesz ty?
Białaś, wiesz ty?
Jak ty żyjesz powiedz przecie!


-Dobrze żyć mi na tym świecie,
bo każdemu kogo spotkam,
buzi daje bom ja słodka.
O kochaniu mówie z cicha
i nikogo nie odpycham.

Ej różyczko ty z Piteszti 
pięknaś, wiesz ty?
Białaś, wiesz ty?

Czy nie boisz się starości?

Będę stara, będę pościć.
Ale pókiem młoda jeszcze,

niech ja się z wszystkimi pieszczę.
Boć jednego kochać - gorzej
bo ten jeden odejść może.

Ps. Przekład: J. Ficowski

wtorek, 28 sierpnia 2012

gdzie jest Warszawa?


Te dzielnice polecała zwiedzić znajoma znajomej, bo ładne wille. Potem popatrzyłam na mapę i trochę jakbym zobaczyła Saską Kępę, tylko zamiast nazw państw ulice nazwano jak miasta. Ale z jaką fantazją! Jakiś geniusz w tym nazywaniu postanowił nagiąć racje geografii wg tylko mu znanego klucza. Tak więc z Brazylijskiej można przejść do Brukseli, z Brukseli do Waszyngtonu, a to już tylko krok do Rzymu. Na dodatek wśród ocienionych willi wiele jest ambasad, które sobie nic nie robią z tego w jakim są mieście. Ambasada Portugalii bezczelnie stoi na Paryskiej, a Norwegii na Ateńskiej. 


Ja postanowiłam zobaczyć jak wygląda Warszawska. Rano spojrzałam na mapę, ale nie wzięłam jej ze sobą. Jako że cierpię na zdiagnozowany przez znajomych debilizm topograficzny, po południu pamiętałam tylko że mam skręcić nie tam gdzie jest park i że w tej geografii jak z Alicji w Krainie Czarów, Warszawska jest jakoś niedaleko Londyńskiej, tylko gdzie jest Londyńska? Błądziłam więc sobie troszeczkę wśród zacisznej secesji i im dłużej kluczyłam, tym podobało mi się to bardziej. Zrozumiałam, że już za mocno okrzepłam w tym mieście, że przyzwyczajenie dało mi złudne poczucie swojskości, tymczasem ciągle jestem tylko głupim turystą i zza rogu wyziera na mnie nowe i inne.


Wreszcie Warszawska znalazła się sama. Jest mała i przytulna, secesje godzi z modernizmem, w najładniejszym budynku jest klinika dentystyczna. Ku potencjalnej uciesze rodaków dodam, że krzyżuje się nie tylko z Londyńską, ale i Paryską!



poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Cyrk must go on!


21 sierpnia rumuński Trybunał Konstytucyjny uznał referendum, które miało zdjąć z urzędu prezydenta Basescu, za nieważne ze względu na niespełnienie wymogu frekwencji. Prezydent wróci więc do sprawowania obowiązków. Premier uznał, że głosowanie w trybunale było polityczne a jego wyrok niezgodny z wymogami demokracji i wolą Rumunów, ale nie może zrobić nic innego niż podporządkować się decyzji trybunału. W trakcie i po głosowaniu odbyły się protesty przeciw prezydentowi Basescu.

Wśród sześciu sędziów głosujących za unieważnieniem referendum, znalazła się sędzina Aspazia Cojocaru nominowana przez PSD – partię, z której wywodzi się premier. Sędzina ostro zareagowała na potępiające wypowiedzi członków koalicji rządzącej – „Jeśli nie było wystarczającej frekwencji, co mogłam zrobić?  Spytajcie moich studentów, jeśli ktokolwiek powie inaczej, dajcie mi znać. Gdzie jest problem, skoro nie było frekwencji? Nie chce iść do więzienia, nie wolno łamać prawa! Co to znaczy gdy pan Predescu [jeden z trzech sędziów, który uznał referendum za wiążące] mówi, że „walczyliśmy ze wszystkich sił”? Niech walczy dalej sam, ja nie będę łamać prawa!”  

Komisja Europejska oraz Europejska Partia Ludowa wezwały do podporządkowania się decyzji trybunału i wyraziły nadzieje, że kryzys polityczny się zakończy. Leja minimalnie umocniła się w stosunku do euro.


Nikt jednak nie spodziewa się, że prezydent i rząd zaczną współpracować w pełnej harmonii. Listopadowe wybory do parlamentu z pewnością zaostrzą polityczną walkę. Mandat prezydenta wygasa dopiero w 2014 roku.

źródła:
http://www.nineoclock.ro/traian-basescu-returns-to-office-after-referendum-invalidated/
http://www.economist.com/node/21560922


niedziela, 26 sierpnia 2012

nie chciałabym wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale...


Wynajmuje przyjemne mieszkanie w szkaradnym bloczku, który stoi wśród innych szkaradnych bloczków przypominając o upiornym pokrewieństwie tego typu budownictwa w całej Europie. Bloczek ma standardowe skrzynki pocztowe, tablice ogłoszeń i zsyp. Oraz ławkę z babciami przy wejściu, którym grzecznie mówię dzień dobry (niemalże wyczerpując tym samym moją znajomość rumuńskiego).

Pytam wczoraj dziewczyny, od której to mieszkanie wynajmuję czy może mi dać kluczyk do skrzynki na listy. A ona to że nie ma kluczyka, że po prostu otwarte jest.

Zdębiałam.

Na co ona: no ale przecież co tam może być, rachunki i reklamy.

Racja, rachunki i reklamy. I pocztówka dla mnie z Berlina. Kilka słów od przyjaciółki. Uśmiech, którym po prostu nikt poza mną nie był zainteresowany.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Dați un leu... to pójdę znowu.



Byłam wczoraj na koncercie w filharmonii. Nie powiem jak grali Beethovena, bo nie umiem pisać o muzyce. W każdym razie, nie więcej niż – taaaaaaaak, pięęęęęęęęknie.

Mogę za to powiedzieć jak wyglądała orkiestra, a wyglądała atrakcyjnie. Każda z pań miała inny kolor oszałamiającej sukni, a panowie, choć karnie odziani w czarne koszule, zainwestowali każdy w inny kolor muszki. Średnia wieku oscylowała wokół trzydziestki i to tylko dlatego, że zawyżał ją siwy dyrygent. Słowem: intensywnie szukałam męża i nie mogłam się zdecydować czy skrzypek czy kontrabasista.


Dyrygent prowadził orkiestrę niczym odważny kapitan, a jednocześnie jak kapryśny bóg mórz, który raz po raz wznieca burzę a potem uspokaja wody, bo nie może się zdecydować czy bardziej podobają mu się spiętrzone fale czy lekka bryza.

Publiczność nagradzała orkiestrę wielkimi brawami, a atmosfera była bardzo familiarna mimo strojności miejsca i pewnej powagi sytuacji. Tak familiarna, że pani dwa rzędy przede mną w czasie przerwy rozwiązywała krzyżówkę.


Z resztą Rumuni mają dobry powód, żeby w imponującym budynku Rumuńskiego Ateneum czuć się jak u siebie, mimo wszystkich jego marmurów i zdobień. Budowa tego budynku została w dużej mierze sfinansowana w postaci narodowej zrzutki pod hasłem: Dați un leu pentru Ateneu (podaruj jeden lej na Ateneum). 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Donosy rzeczywistości"

W Rumunii
u rumuńskiej fryzjerki
w rumuńskim salonie kosmetycznym
włosy
obciełam
dobrze

niż Warszawie
taniej

znacznie

niedziela, 19 sierpnia 2012

Polaku strzeż się. Zapytać mogą wszędzie.



Siedzimy na ławce na starówce. Cztery trochę zmęczone dziewczyny z Polski. Jest około godziny 19.
Facet ma pewnie ok.50 i siwą skroń. Koszula czarna, rozpięta do połowy.

Nagle pada pierwsze pytanie. Po angielsku. Pan pyta czy my mamy takie ulice u nas w kraju? My patrzymy na bruk pod stopami z mieszkanką tępoty i niedowierzania. No, tak, yyyyy, no mamy. A skąd jesteśmy? Z Polski jesteśmy!

To było pierwsze i ostatnie szablonowe pytanie.

Kolejne brzmi: Kiedy urodził się Adam Mickiewicz? Trzy z nas patrzą bezradnie. Jedna myśli. 1797?
1798, rok pomyłki wieszcz wybaczy.
Honor uratowany. 

Wtedy pan-czarna koszula-a skroń siwa mówi: Prus… I zawiesza głos, i zimny pot nas oblewa, no bo bez przesady nikt nie wie kiedy się urodził Prus! Całe szczęście pan pyta o imię. To wiemy.

Wiemy też kim jest Andrzej Wajda, a nawet kto to Zbyszek Cybulski. I że zginął pod pociągiem. I tak, był przystojny, miał to coś, tak, mimo okularów.

Pan w czerni i siwiźnie mówi w końcu, że on jest profesorem literatury, że dlatego wie. I że nam dziękuje za rozmowę, do widzenia. Szeroki uśmiech. Szarmancki półukłon.

Siedzimy na ławce na starówce. Cztery trochę zmęczone dziewczyny z Polski. Wciąż jest w sumie około godziny 19.



czwartek, 16 sierpnia 2012

Ile sie buli za grób Draculi.


Grób Włada Palownika, którego potem przerobiono na Drakulę, znajduje się, a jakże, w cerkwi. cerkiew jest na wyspie, wyspa na jeziorze, a najbliższa miejscowość nazywa się Snagov. Do miejscowości można z Bukaresztu dojechać busikiem, potem jeszcze spacerek nad brzeg jeziora, gdzie jest jeszcze mala knajpka, hotel, odkryty basen oraz kilku amatorów grilowania... i już można wynająć łódkę żeby dostać się na wyspę.

Po długich naradach okazuje się, że taniej będzie z motorówką. Zawiozą nas, kiedy będziemy chcieli wracać - zadzwonimy to przypłyną. Łódkowy monopolista ma za małą motorówkę, żeby naszą grupkę (7 osob - Rumunia, Polska, Niemcy i Holandia) zabrać na raz. Oferują się jego znajomi z wiekszą motorówką. Wprawdzie nie pływają za pieniądze, ale czego sie nie robi dla gości z zagranicy!

Trochę słaby angielski nie przeszkadza woli rozmowy, więc podróż jest przyjemna. "O tu patrzcie, tu stoi rezydencja, gdzie mieszkał Ceausescu. Wiecie kto to to był Ceausescu? Taki jakby nasz ... prezydent." Już chce protestować, że wogóle wszytsko wiem o dyktatorze i skrzywdzonym ludzie, ale przecież wymądrzanie się nie sprzyja budowaniu przyjaźni między narodami. Uśmiecham się tylko, patrze na biały budynek majaczący w oddali. Potem doczytam, że tu własnie schronili się Nicolae i Elena w 89. Zostali tu dwa dni, po naradach z zaufanymi osobami zaczęli uciekać. Najpier w helikopterem, potem samochodem. Złapali ich w drodze na Targoviste. Potem był krótki proces i rozstrzelanie, wszystko dosłowne, szarobure i zgrzebne. Teraz można to obejrzeć na youtube.

***

Zanim wchodzimy do cerkwi musimy jeszcze stoczyć bój z ochroniarzem. Za w ogóle wejście na wyspę należy się 15 leji. Po długich, ale niemrawych negocjacjach, wystarczy dowolna ofiara do puszki w cerkwi. Tylko zdjęć nie można robić, bo to już wogóle kosztuje, najlepiej w euro.


Cerkiew jest cała pokryta malowidłami i bardzo piękna. Jasna płyta nagrobna jest tak mała, że można by jej wogóle nie zauważyć gdyby nie ustylizowany na kielich znicz i mały portret Włada. Żadnej grozy. Cisza, spokój, leniwość.

Wyspa równie spokojna co cerkiew. Dużo pięknych zadbanych wilii z ogrodami, parę biedniejszych zagród, wpatrzone w wieczność babcie w chustach na głowie, trzy sklepy.

***

Dzwonimy po motorówkę, żeby nas zabrali. Okazuje się, że byli tu wcześniej, bo wcale nie wiedzieli że mają czekać na telefon. Nawet sie martwili ze nas nie ma. No ale paliwo jest drogie, troche by trzeba dopłacić za taki podwójny kurs. Wyłudzenie czy nieporozumienie? Niemiec wciska przewoźnikowi 50 leji, "it's ok, my friend, it's ok". Ten tłumaczy: "Nie chcemy żebyscie myśleli o nas źle. Nie chcemy żeby obcokrajowcy myśleli że Rumuni są jak Cyganie. To nie nasza wina, znaczy nasza, znaczy... To rząd ustala takie wysokie podatki"

niedziela, 12 sierpnia 2012

Geniusz Karpat po raz drugi. Palatul Parlamentului.


Pałacu Parlamentu postanowiłam z zasady nie lubić. W imię solidarności z ludźmi, którzy musieli wyprowadzić się ze swoich pięknych kamienic na starówce, bo Geniusz Karpat uznał, że tam gdzie kiedyś była dzielnica nazbyt burgeois lepiej postawić monstrualny pomnik swej władzy. (Zdarzało się, że mieszkańcy starówki popełniali samobójstwo, wybierając jeszcze radykalniejszą przeprowadzkę).W imię solidarności z cerkwiami, które musiały się przeprowadzić, choć budynki na ogół tego nie robią. W imię solidarności z cerkwiami, kościołami, synagogami, które najzwyczajniej w świecie zrównano z ziemią.

Zwiedzanie Pałacu to wycieczka w krainę statystyki, ogromnych liczb i wszelkich najów. Nie jest wprawdzie największy na świecie (większy jest Pentagon, ci podli imperialiści!), ale w Europie jest największym budynkiem. Jest też najcięższy. Ma 12 pięter i ponad tysiąc pomieszczeń. Wiele nieużywanych do tej pory, choć w pałacu obraduje nie tylko parlament, ale też sąd konstytucyjny; znajduje się w nim muzeum sztuki współczesnej,  a część sal wynajmowana jest na konferencje, no i część się zwiedza. Kubatura budynku jest 2% większa niż piramidy Cheopsa. Najcięższy żyrandol waży 5 ton. Moim zdaniem ładniejszy jest ten, który waży "zaledwie" trzy. Wszystko to wymagało pracy ponad 20 tys. robotników(niekiedy pracujących na trzy zmiany) oraz 700 architektów. Budowa rozpoczęła się w latach 80 i nie zakończyła po dziś dzień.


Niemal wszystkie materiały pochodzą z Rumunii, można więc powiedzieć, że cały lud budował Pałac i nie jest to tylko metafora. Marmury z Transylwanii, dywany tkane w Sigishoarze, kryształy z Medias, jedwabne zasłony z brokatowymi zdobieniami, które są owocem wieloletniej pracy mniszek z Mołdawii. Budynek zwiedzałam ze znajomą Rumunką, która do burzenia starówki ma taki stosunek jak ja, ale mimo to uległa pewnemu…wzruszeniu? „To tak jakby każdy się przyczynił do powstania tego budynku, szkoda, że nie każdy Rumun miał szanse tu być”. Trzeba przyznać, że chyba jest coś ładnego w tym wszystkim, no przynajmniej imponującego. W monumentalnej, wysokiej sali czujesz, że w sumie chciałbyś … wydać tu bal na tysiąc par!

Od strony, gdzie wchodzi się do części udostępnionej zwiedzających jest średniej wielkości park. Drzewa są rachityczne, a trawa żółta od słońca. W gorący dzień robi to wrażenie jakiejś upiornej pustyni, tak jakby wielki budynek miał podziemne korzenie, które wypijają soki z całej okolicy i nic tak naprawdę nie może rosnąć. Stoi tam plac zabaw, ale mnie się wydaje że bardziej naturalne byłoby spotkanie tam jakiegoś nieszczęśliwego ducha, niż roześmianego dziecka.


W czasie wycieczki po Parlamencie wychodzi się na taras, skąd rozpościera się imponujący widok na długą wstęgę ulicy z zespołem fontann. Ceauşescu chciał stamtąd przemawiać do ludu, ale nim było to możliwe stracił władzę i życie w wyniku wydarzeń grudnia 1989.
Pierwszą osobą, która przemawiała stamtąd był … Michael Jackson. Kiedy zwiedzał Parlament, tłum fanów zgromadził się u stóp Pałacu. Michael powiedział:

Dzień dobry, BUDAPESZCIE!



wtorek, 7 sierpnia 2012

polityka

Polskie gazety zamilkły na temat Rumunii, tuż po nieoficjalnych wynikach referendum. Tymczasem wyniki nie stały się oficjalne, wręcz przeciwnie, Sąd Konstytucyjny odroczył wydanie orzeczenie w sprawie wyniku referendum do września. Powód? Podniesione przez rządzące partie wątpliwości co do aktualności list wyborczych. Okazuje się, że od dawna nikt nie uaktualniał spisów, a tymczasem liczba ludności uprawnionej do glosowania mogła się znacznie zmniejszyć wskutek migracji.

Do dymisji podał się Minister Spraw Wewnętrznych i zaczęła się roszada. Dwóch ministrów zmieniło stanowiska, premier powołał trzech nowych. Odsyłam do szczegółów: http://www.nineoclock.ro/the-government-strengthens-itself-against-traian-basescu/

Prezydent dalej zawieszony, do wyborów 3 miesiące. Leja na rekordowo niskim poziomie w stosunku do dolara i euro. To oznacza kłopoty dla bardzo przeciętnego zjadacza chleba, ponieważ wiele osób za czynsz i rachunki płaci w euro.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Geniusz Karpat po raz pierwszy.

Tutaj Nicolae Ceauşescu przemawiał po raz ostatni. Jego przemowy lud nie przyjął z entuzjazmem. Grudniowy blues o pewnym mieście był już nie do zatrzymania.

Potem, dla uczcenia rewolucji postawiono taki pomnik:
Znajoma mówi, że Rumuni nie są zadowoleni z tego co stało się potem z ich rewolucją. A już na pewno nie z tego pomnika. Złośliwi mówią o nim: "ziemniak wbity na pal".
W Rumunii mówi się, że ktoś nabił cię na pal, jeśli cie oszukał.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Bellu.



Cmentarze się zwiedza, tak zwiedza się świątynie. Zapomina się po co powstały. Kościoła nie ogląda się by spotkać Boga, ale by podziwiać sklepienia i figury; trochę jak w muzeum. Nie odwiedza się zmarłych, lecz podziwia nagrobki. Co najwyżej jeszcze oddaje się jakiś rodzaj hołdu założycielom miasta, a na cmentarzach stołecznych – wybitnym postaciom kultury. Sprawdza się, gdzie spoczywają ci wiecznie żywi, dzięki swym dokonaniom i lekcjom historii w podstawówce.

Choć na wiekowych cmentarzach drzewa z pewnością szumią vanitas vanitatum  i memento mori brzmi to zgoła inaczej niż na nowoczesnych nekropoliach. Rzeźbione w kamieniu anioły są łagodne. Jeśli się nawet spotka jakiegoś przodka, to napawa to raczej dumą. Daje złudne poczucia zakorzenienia i jakiejś wartości, która być może płynie w naszych żyłach. Trudno sobie wyobrazić do końca tych ludzi z przeszłości, zobaczyć zaróżowioną skórę i gesty, tak żebyśmy mogli sobie przypomnieć o własnym nieuchronnym końcu. Nawet nie wiemy dokładnie w jakiej sukni powinna nam się objawić wybitna prababka. Przeszłość na takim cmentarzu jest może i melancholijna, ale nie groźna.

Jest coś fundamentalnie niestosownego w robieniu zdjęć w takim miejscu. Ale turysta nie jest pielgrzymem. Turysta jest paparazzim cudzej codzienności i obcej kultury. Większość skrupułów zostawia w domu przed wyjazdem, razem z tym co nie zmieściło się w walizce i co, ostatecznie, uznał za zbędne.



Ps. Latem Powązki są otwarte do 20, do grobu Edith Piaf na cmentarzu Pere Lachaise można pielgrzymować do 18.30, natomiast cmentarz Bellu w Bukareszcie jest otwarty tylko do 16. Mieszczący się naprzeciwko cmentarz żydowski zamykają już o 13. Widocznie duchy zaczynają straszyć wcześniej w tej części Europy.

piątek, 3 sierpnia 2012

było o literaturze, będzie o języku



Nie mówię po rumuńsku. Im dłużej ten stan trwa tym bardziej staje się nieznośny. Umiem powiedzieć dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję oraz rumianek i żurawina. Żurawina to merişor. S z ogonkiem czytamy jako sz. Właśnie sobie uświadomiłam, że nawet nie wiem jak jest pomidor. Za to wiem, jak jest precel. Bo precle są to wszędzie, jeszcze o tym napiszę. Covrig. Precelek – covrigi.

Rumuński jest najbliższy łacinie ze wszystkich języków romańskich. Eliade z dumą wylicza słowa, jakie w niezmienionej formie przetrwały w rumuńskim od czasów Trajana. Wymienia je z takim ukontentowaniem, i w takiej ilości, że nie zapamiętałam żadnego. Rumuński czasem brzmi jak włoski, a czasem znów bardzo słowiańsko. Tak to „da”. Nie to „nu”. To przecież brzmi jak po naszemu.

Są też naleciałości francuskie. Bardzo wyraźne, zwłaszcza kiedy się czyta. Dziękuję można powiedzieć merci. Ponoć Rumunom łatwo przychodzą wszystkie języki romańskie. Kiedy wyjeżdżają na Erasmusa do Hiszpanii, mają osobne kursy, bo uczą się szybciej niż wszyscy. Słyszałam, że ze znajomością języków germańskich pensja jest wyższa.

W Rumunii mówię po angielsku. Zaskakująco często to działa bez zarzutu. Jak wrócę do Polski, sprawdzę, czy u  nas też tak łatwo znaleźć osobę z angielskim, w sklepie, na stacji, w kasie z biletami do filharmonii i na polu namiotowym.

Kiedy muszę załatwić coś trochę bardziej skomplikowanego piszę sobie kartki, używając słownika. Lubię to. Niemową czuję się kiedy ktoś mnie nie rozumie. Kiedy za kartkę dostaję to co chciałam czuję się panią sytuacji. 

Ps. Kapliczka stoi sobie spokojnie gdzieś w Transylwanii. Ma tyle wspólnego z językiem rumuńskim, że jest z Rumunii.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Tam, gdzie Argesz, w dolinie


Cerkiew metropolitalna w Curtea de Argeş istnieje naprawdę w Curtea de Argeş. Istnieje też w postaci swojego wizerunku na banknocie o nominale jeden lej w pięknym zielonym kolorze, zielonym jak świeży groszek. Ponadto istnieje w każdym porządnym przewodniku turystycznym, a także w pieśni o Mistrzu Manole. Nie do końca wiadomo czy to cerkiew wyrasta z legendy, czy legenda z cerkwi. Być może obie wypływają z pobliskiego źródełka.

Jedno natomiast jest pewne: pieśń o Mistrzu Manole jest nie mniej ważna niż piękny, jasny budynek. Istnieje bowiem kilka wersji pieśni. A pieśń wtedy się zmienia, kiedy jest żywa.

Ja podaję za J.Ficowskim.

Otóż wszystko zaczyna się od szukania miejsca na budowę. Miejsca szuka pan, a z nim dziesięciu majstrów, dziesiąty to mistrz Manole. Spotykają pasterza, a pan pyta go o miejsce, gdzie

stoją mury puste i gołe,
rozwalone na poły.

 Pasterz mówi, że złe to miejsce, bo gdy widzą jej psy wyją jakby na pogrzeb. Pan decyduje, że tam też stanąć ma cerkiew. 

Majstrowie otrzymują proste polecenie w stylu wschodniej dyktatury – „za pracę Twą miecz albo trzos”. Budują więc dzielnie, ale na próżno. Co zbudują za dnia, w nocy obraca się w gruzy. Pan grozi, że ich zamuruje jeśli cerkiew nie stanie!

Manole śni sen, a w śnie śni mu się rozwiązanie, którego wolałby nie wyśnić. Zły duch przestanie prześladować majstrów jeśli w murach zamuruje się żonę lub rodzoną siostrę, któregoś z budujących. Umawiają się więc, że smutny los spotka pierwszą kobietę, która przyjdzie ich odwiedzić.

Rano Manole wspina się na rusztowanie i kogo widzi? Swoją młodą żonę! Prosi więc Boga by zesłał wielki deszcz, by zawrócił ją z drogi. Bóg modlitwy wysłuchuje, ale rzęsista ulewa nie zatrzymuje kobiety. Manole modli się o wiatr, który łamał by drzewa. Ale kobieta idzie dalej.

Manole całuje ją i wita radośnie. A potem proponuje zabawę, żart, że tak na niby ją zamuruje. I już w milczeniu układa kamienie. Żona na początku śmieje się, ale gdy

Już muru potęga
coraz wyżej dosięga
aż po kostki u nóg jej
aż po łydki bielutkie
po kolana dziewczęce

Zaczyna się bać i prosić o zmiłowanie. Gdy:

Objął żonkę mur ciasno
aż po kostki u stóp jej
aż po łydki bielutkie
aż do krągłych jej bioder
aż po piersi jej młode!

Wyznaje że wraz z nią zginie dziecko, które nosi pod sercem. Ale Manole milczy i pracuje dalej.

I ogarniał ją murem
aż do krągłych jej bioder
aż po piersi jej młode,
aż do ust jej różanych,
aż do oczu spłakanych.

Ofiara przynosi wyśniony rezultat i majstrowie kończą budowę. Kiedy pan z zadowoleniem ogląda wynik ich pracy, pyta majstrów stojących na dachu czy potrafiliby jeszcze piękniejszą budowlę postawić. Zachęceni sukcesem przechwalają się, że tak. Więc pan nakazuje swym sługom zabrać drabiny i zostawić majstrów na dachu na głodową śmierć. Wszystko by nie powstała równie piękna cerkiew.


Majstrowie budują sobie skrzydła z gontów, ale są one zbyt ciężkie i kiedy próbują poderwać się do lotu, spadają na ziemię i umierają. Kiedy ma skoczyć Manole, słyszy jak z muru rozlega się głos.

Mężu! Majstrze Manole!
Mur już dusić mnie zaczął,
moje piersi tak płaczą,
dziecko w łonie mym ginie
w tej ostatniej godzinie!

Nim Manole skacze, pęka mu serce.

Spadło martwe już ciało
Co się w miejscu tym stało?
Stała się studzieneczka
a w niej wody troszeczka
Słonej wody dziś da mi,
bo zmieszanej ze łzami.


środa, 1 sierpnia 2012

koniec z polityką. teraz będzie o wojnie.


Tutaj stał kiedyś teatr, a teraz stoi kawałek teatru i hotel. W czasie I WŚ chcieli wysadzić główny urząd telekomunikacyjny, który do tej pory jest jak był. Bomba trafila w teatr i ocalał tylko ten fragment. 

Ktoś wymyślił to ładnie. W szkalnym budynku odbija się miasto. Można sobie wyobrazić, ciągle można sobie wyobrazić, jak do teatru wchodzą kobiety w pięknych sukniach przywiezionych prosto z Paryża. Bo dla bogaczy żadna prowincja nie jest prowincją. Po drugiej stronie ulicy po dziś dzień stoi restauracja Capsa, która wygrywała złote medale na wystawach w Paryżu i Wiedniu. Belle epoque na wyciągnięcie ręki.