wtorek, 24 lipca 2012

Wyznanie.


Skoro już ostatnio było bulwersująco, to odważę się wyznać. Choć wiem, że może nikt mnie nie odbierze na lotnisku. Albo zjawią się fani Stokera i będą na mnie patrzyć jak na polską reprezentację po meczu z Czechami. A więc…Nie pojechałam zobaczyć zamku Drakuli. Mogłam sobie zrobić tam zdjęcie. Mogłam kupić koszulkę, kartkę, kubek, magnes na lodówkę i wszystko z Drakulą. Pewnie nawet rumuńskie tłumaczenie Zmierzchu. Mogłam, ale nie pojechałam.
Two roads divereged… I took the one less traveled by…

Byłam w Braszowie i mogłam pojechać do zamku Bran, który obwołany jest zamkiem Drakuli. Tyle, że pierwowzór tej postaci – Wład Palownik, raczej nigdy w tym uroczo położonym na skale zamku nie był. Ponoć nawet władze zamku się od tego odżegnują, tylko sprzedawcy pamiątek nie mają zamiaru.

Więc ja skierowałam swoje kroki do zamku Peles, którego krwawe dzieje ograniczają się co najwyżej do zmarłych w nim osób. Wśród nich pierwszego króla Rumunii, który to nie dość, że był Niemcem to jeszcze, Hohenzollernem. Zamek Peles to jego letnia rezydencja i jeden z najnowocześniejszych zamków w Europie, od samego początku  zelektryfikowany. Do tego wygląda trochę jak z baśni braci Grimm i jest niemiecki na wskroś. Wnętrza duszne i bogate do zawrotu głowy.

Przypominająca Peggy z mupetów przewodniczka, angielskim wyraźnym do bólu szczęk tłumaczy nam, że w czasie I wojny światowej parlament Rumunii zadecydował o zachowaniu neutralności. Pierwszy król Rumunii, który nie dość, że był Niemcem to jeszcze Hohenzollernem, zmarł na zawał, kiedy usłyszał o tej decyzji.

Ps. A „prawdziwym” zamkiem Drakuli był prawdopodobnie ten w Poienari, z którego dziś tylko ruiny…

2 komentarze:

  1. ...w Peleszowym zamku najbardziej zachwycił mnie pomysł centralnego odkurzacza w ścianach :)
    P.S.do Bran mimo wszystko też warto zajechać ;)

    OdpowiedzUsuń