Skoro już ostatnio było
bulwersująco, to odważę się wyznać. Choć wiem, że może nikt mnie nie odbierze
na lotnisku. Albo zjawią się fani Stokera i będą na mnie patrzyć jak na polską
reprezentację po meczu z Czechami. A więc…Nie pojechałam zobaczyć zamku Drakuli.
Mogłam sobie zrobić tam zdjęcie. Mogłam kupić koszulkę, kartkę, kubek, magnes na lodówkę i wszystko
z Drakulą. Pewnie nawet rumuńskie tłumaczenie Zmierzchu. Mogłam, ale nie
pojechałam.
Two roads
divereged… I took the one less traveled by…
Byłam w Braszowie i mogłam
pojechać do zamku Bran, który obwołany jest zamkiem Drakuli. Tyle, że pierwowzór
tej postaci – Wład Palownik, raczej nigdy w tym uroczo położonym na skale zamku
nie był. Ponoć nawet władze zamku się od tego odżegnują, tylko sprzedawcy
pamiątek nie mają zamiaru.
Więc ja skierowałam swoje kroki
do zamku Peles, którego krwawe dzieje ograniczają się co najwyżej do zmarłych w
nim osób. Wśród nich pierwszego króla Rumunii, który to nie dość, że był
Niemcem to jeszcze, Hohenzollernem. Zamek Peles to jego letnia rezydencja i
jeden z najnowocześniejszych zamków w Europie, od samego początku zelektryfikowany. Do tego wygląda trochę jak z
baśni braci Grimm i jest niemiecki na wskroś. Wnętrza duszne i bogate do zawrotu
głowy.
Przypominająca Peggy z mupetów przewodniczka,
angielskim wyraźnym do bólu szczęk tłumaczy nam, że w czasie I wojny światowej
parlament Rumunii zadecydował o zachowaniu neutralności. Pierwszy król Rumunii,
który nie dość, że był Niemcem to jeszcze Hohenzollernem, zmarł na zawał, kiedy
usłyszał o tej decyzji.
Ps. A „prawdziwym” zamkiem
Drakuli był prawdopodobnie ten w Poienari, z którego dziś tylko ruiny…
...w Peleszowym zamku najbardziej zachwycił mnie pomysł centralnego odkurzacza w ścianach :)
OdpowiedzUsuńP.S.do Bran mimo wszystko też warto zajechać ;)
o tak, centralny odkurzacz :)
Usuń