poniedziałek, 23 lipca 2012

Przedmurze.


„po tym zwycięstwie [Stefana nad armią Solimana Paszy w 1457] Książę rumuński nakazał swoim ludziom wspólne odmawianie modlitw oraz ogłosił czterodniowy post. Zarządził także budowę klasztoru, albowiem jako człowiek wierzący przypisywał Bogu to zwycięstwo.

Wynagrodził tych, którzy zasłużyli się w walce oraz nakazał, aby ważniejszych więźniów w uroczysty sposób wbito na pal. „Kiedy wielu oferowało mu ogromne łupy w zamian za wolność, odpowiadał: <<Skoro jesteście tacy bogaci, to dlaczego przybyliście do mojego biednego kraju?>>”

Mircea Eliade, „Rumuni. Zarys historii”

Bitwa, post, klasztor, wbijanie na pal. Tyle o mentalności XV-wiecznej.

A powołując się znowu na autorytet autora, pozwolę sobie przedstawić te oto bulwersujące wieści. Otóż Rumunia jest przedmurzem chrześcijaństwa, obrońcą chrześcijańskiego świata, europejskich wartości, drugą armią, po tej Karola Młota pod Poitiers. Tak, tak. Nie Polska. Znaczy Polska może i też, ale potem. Kiedy Rumunii walczyli tak dzielnie, myśmy się układali z sułtanem. Podli!

Pytanie na dziś. Ile jeszcze jest takich przedmurzy? Narodów i państw, „wypełniających dość niewdzięczną misję, a na które świat niestety nie zwrócił uwagi?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz