„po tym zwycięstwie [Stefana nad
armią Solimana Paszy w 1457] Książę rumuński nakazał swoim ludziom wspólne
odmawianie modlitw oraz ogłosił czterodniowy post. Zarządził także budowę
klasztoru, albowiem jako człowiek wierzący przypisywał Bogu to zwycięstwo.
Wynagrodził tych, którzy
zasłużyli się w walce oraz nakazał, aby ważniejszych więźniów w uroczysty sposób
wbito na pal. „Kiedy wielu oferowało mu ogromne łupy w zamian za wolność,
odpowiadał: <<Skoro jesteście tacy bogaci, to dlaczego przybyliście do
mojego biednego kraju?>>”
Mircea Eliade, „Rumuni. Zarys
historii”
Bitwa, post, klasztor, wbijanie
na pal. Tyle o mentalności XV-wiecznej.
A powołując się znowu na
autorytet autora, pozwolę sobie przedstawić te oto bulwersujące wieści. Otóż
Rumunia jest przedmurzem chrześcijaństwa, obrońcą chrześcijańskiego świata, europejskich
wartości, drugą armią, po tej Karola Młota pod Poitiers. Tak, tak. Nie Polska.
Znaczy Polska może i też, ale potem. Kiedy Rumunii walczyli tak dzielnie, myśmy
się układali z sułtanem. Podli!
Pytanie na dziś. Ile jeszcze jest
takich przedmurzy? Narodów i państw, „wypełniających dość niewdzięczną misję, a
na które świat niestety nie zwrócił uwagi?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz