Postanowiłam pójść na piechotę z pracy do domu, zamiast jak zwykle metrem. Trochę nie do końca doszłam tam gdzie chciałam, ale to nawet dobrze, ponieważ dzięki temu zobaczyłam coś, co przebiło naprawiczy zamków błyskawicznych.
Pan z fizjonomii i zmęcznia życiem przypominał trochę Michela Houellebecqa. Siedział na krzesełku, a obok stała waga, taka stara lekarska, która ma też miarkę do mierzenia wzrostu. No więc pan był... no czym był? Brombą chyba.
W okolicy oprócz poznania wzrostu i wagi można było jeszcze kupić ryby (jedna skrzynka, ryby, lód), salate, rodzkiewki, cukinie, skarpetki biale oraz czekolady niemieckie sprzedawane w promocji jeśli kupi się trzy sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz