Drobny handel i rzemiosło.
Może usługi? Rzemiosło brzmi okrutnie staroświecko.
Może usługi? Rzemiosło brzmi okrutnie staroświecko.
Ale może właśnie takie to jest?
Ulicą Constantin Rădulescu – Motru (filozof, socjolog,
psycholog, dramatopisarz, polityk i kto wie co jeszcze) idę do metra. Po drodze
jest mój ukochany targ z warzywami i owocami, ale nim się do niego dojdzie
trzeba lawirować między gęsto ustawionymi samochodami i … sprzedającymi. Czasem
to jest tylko babcia, krzesełko i parę pęczków pietruszki. Czasem jeszcze
siatka z orzechami włoskimi i czarne od nich ręce. Pan w wieku średnim ma
stragan w bagażniku samochodu, raz pomidory raz papryka. Jest jeszcze
bardziej profesjonalna budka z arbuzami i bandą znudzonych smarkaczy. I pan, który
naprawia klucze. Ma stanowisko z daszkiem zaraz przy wejściu na targ.
Po drodze jeszcze dwie stateczne panie (chustki na głowie) z kwiatami, choć
niedaleko jest kwiaciarnia. Przy wejściu do metra, na murku, zawsze coś innego.
A to orzechy, a to koszule, a to para znoszonych butów, czasem książki. Książki z resztą
wpędzają mnie w depresję. Gdybym tylko znała rumuński! Na każdym rogu ktoś
czeka z literaturą, i oprócz zwyczajowych harlequinów mnóstwo tam europejskiej
klasyki. Raz wpadł mi w oczy „Profesor Wilczur”. Międzynarodowa kariera
Dołęgi-Mostowicza jest chyba jednym z wielkich nieobecnych w dyskusji o
polskiej literaturze zagranicą.
W blokach które się kłębią wokół stacji metra Obor wyjątkowo
często psują się zamki błyskawiczne. Tak przynajmniej tłumaczyć można fakt, że
zaraz przy wejściu z metra (mijamy tylko pana głośno zachwalającego skarpetki
białe „marki” adidas i dwie małe kwiaciarnie), stoją aż trzy stanowiska naprawiaczy
zamków. Składają się one z 1)naprawiacza płci męskiej 2)stolika 3)krzesełka
4)pudełka z zamkami. Nie sprawdzałam, ale obawiam się że na tak małej
przestrzeni musi istnieć zmowa cenowa.
No i jest wreszcie pan w słomkowym kapeluszu i okularach,
który pojawia się tylko raz na jakiś czas. Zawsze mam nadzieję, że dzisiaj będzie,
choć nawet nie wiem dokładnie jak wygląda jego twarz. Coś jest w nim takiego,
że nie chciałabym zawracać mu głowy bez jasnej intencji zakupu.
Rozkłada swój mały stolik w zacienionym miejscu, między
dwoma kioskami i za przystankiem autobusowym. Sprzedaje jeden typ kolczyków (w
kolorze złotym lub srebrnym), pierścionki, łańcuszki i okulary. Zawsze albo go
nie ma (ale czuć, że czuwa) albo ma czymś zajęte ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz