niedziela, 5 sierpnia 2012

Bellu.



Cmentarze się zwiedza, tak zwiedza się świątynie. Zapomina się po co powstały. Kościoła nie ogląda się by spotkać Boga, ale by podziwiać sklepienia i figury; trochę jak w muzeum. Nie odwiedza się zmarłych, lecz podziwia nagrobki. Co najwyżej jeszcze oddaje się jakiś rodzaj hołdu założycielom miasta, a na cmentarzach stołecznych – wybitnym postaciom kultury. Sprawdza się, gdzie spoczywają ci wiecznie żywi, dzięki swym dokonaniom i lekcjom historii w podstawówce.

Choć na wiekowych cmentarzach drzewa z pewnością szumią vanitas vanitatum  i memento mori brzmi to zgoła inaczej niż na nowoczesnych nekropoliach. Rzeźbione w kamieniu anioły są łagodne. Jeśli się nawet spotka jakiegoś przodka, to napawa to raczej dumą. Daje złudne poczucia zakorzenienia i jakiejś wartości, która być może płynie w naszych żyłach. Trudno sobie wyobrazić do końca tych ludzi z przeszłości, zobaczyć zaróżowioną skórę i gesty, tak żebyśmy mogli sobie przypomnieć o własnym nieuchronnym końcu. Nawet nie wiemy dokładnie w jakiej sukni powinna nam się objawić wybitna prababka. Przeszłość na takim cmentarzu jest może i melancholijna, ale nie groźna.

Jest coś fundamentalnie niestosownego w robieniu zdjęć w takim miejscu. Ale turysta nie jest pielgrzymem. Turysta jest paparazzim cudzej codzienności i obcej kultury. Większość skrupułów zostawia w domu przed wyjazdem, razem z tym co nie zmieściło się w walizce i co, ostatecznie, uznał za zbędne.



Ps. Latem Powązki są otwarte do 20, do grobu Edith Piaf na cmentarzu Pere Lachaise można pielgrzymować do 18.30, natomiast cmentarz Bellu w Bukareszcie jest otwarty tylko do 16. Mieszczący się naprzeciwko cmentarz żydowski zamykają już o 13. Widocznie duchy zaczynają straszyć wcześniej w tej części Europy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz